Być może ostatnia już chwila aby zjawisko to zarejestrować. Ruszamy wczesnym rankiem od strony Mostu Pokoju na Ołbin. Zostawiamy po lewej Ostrów i Ogród. Dojeżdżamy do skrzyżowania z Sienkiewicza. Przed nami otwiera się już kolejny fragment Wyszyńskiego. Patrzymy w kierunku Parku Nowowiejskiego profesora Tołpy. Sama ulica biegnie tu łagodnym łukiem. Kamienice po obu jej stronach układają się w przyjemny wąwóz, na końcu którego ukazuje się kościół Świętego Michała Archanioła. Tego, który zawsze nas obroni. Tu wszystko następuje dostojnie i powoli. Najpierw ujawnia się transept. Potem w miarę zbliżania także i wieża. Obrazy tak niezwykłe. Szczególnie widać to rankiem. Sama Wyszyńskiego tonie w cieniu, a Michał cały oświetlony wschodzącym słońcem na tle błękitnego nieba. Jedna z najciekawszych, a zachowanych perspektyw, na jaką można natrafić dziś we Wrocławiu. Aż się nie chce wierzyć, że cały ten układ powstał tak tylko przypadkiem.
Piękne kino stonowanej akcji. Wygodne fotele samochodowe i ekran : przednia szyba samochodu. Przed nami kino objazdowe. W rzeczywistości to my oczywiście jedziemy, a neogotyk, choć strzelisty, twardo trzyma się ziemi. Lecz wydaje się całkiem odwrotnie. Tak jakbyśmy to my właśnie siedzieli w kinie, a budynek kościoła sam wjeżdżał w kadr i w gotową scenografię ze stojących jeszcze po obu stronach kamienic. Dziś się tak we Wrocławiu już chyba na miasto nie patrzy. A przynajmniej bardzo mało na to współczesnych, urbanistycznych dowodów. Nie to, że ich nie ma w ogóle (o tym może w kolejnym odcinku, kto wie). Ale z pewnością nie za wiele. A te stare - zachowane, wkrótce także mają przestać istnieć. Wyburzenia, wyburzenia.
Michał z Wyszyńskiego |
Michał z Kluczborskiej panie Kazimierzu |
Ołbińska szkoła czarodziejów w remoncie |
Dziękuję Ci za wpis poprzedni i za ten i za każdy...
OdpowiedzUsuńeldka
Pisanie jakoś tam zawsze pójdzie. Za to czytanie - to jest dopiero coś, bo cierpliwość. Także dzięki.
OdpowiedzUsuńJak słyszę hasło "wyburzanie" szczególnie w odniesieniu do Śródmieścia to mi skóra cierpnie. A linia widokowa faktycznie zapierająca dech.
OdpowiedzUsuńTragiczne skutki Festung Breslau nie są naszą winą. Tym niemniej wciąż jednak mam poczucie, że jesteśmy coś winni temu miastu. I z pewnością nie są to kolejne wyburzenia.
OdpowiedzUsuń