22 października 2011

DIAMENT w OPRAWIE

W cieniu wznoszonej Sky Tower toczy się życie, które było tu pierwsze. Już w Średniowieczu istniały tu osobne Gajowice, potem Dworek i Nowa Wieś. Lecz niemal do końca XIX wieku wszystkie one należały do wrocławskiej parafii NMP na Piasku. Dopiero w latach 1911-13 wybudowano neoromański kościół, który otrzymał wezwanie św. Karola Boromeusza, jako kontynuację istniejącej nieopodal kaplicy. Oryginalna oprawa kościoła w postaci okolicznych domów została prawie kompletnie zniszczona w 1945 roku. W wieku zaś XXI Karol Boromeusz otrzymuje zupełnie nowy anturaż. 





























































































































Karol Boromeusz na tle Sky Tower

A co na to Nowy Jork? Tam właśnie, ze względu na sąsiedztwo wieżowców, budynek pewnego kościoła na Manhattanie opisano w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia jako architektoniczny brylancik w monumentalnej oprawie. Chodzi o bryłę i otoczenie obecnego kościoła św. Bartłomieja, wzniesionego przy Park Avenue w latach 1916-1917. Wieżowce dodawano w latach kolejnych. Aleja zaczęła nabierać dostojnego charakteru.


Bartłomiej Apostoł na tle budynku GE

Już wcześniej w nieodległym kwartale usadowił się Święty Patryk. Kiedy w latach 1958-78 budowano jego katedrę, dwie stumetrowe wieże dominowały nad niezabudowaną okolicą. Dziś Patryk stoi wdzięcznie wciśnięty pośród przewyższającej go zabudowy Piątej Alei. Sąsiadując przez ulicę z monumentalnym zespołem Centrum Rockefellera.


Patryk Biskup na tle wieżowców 50. Ulicy.
Sam Rockefeller w tym ujęciu wypada za plecami.

  

4 października 2011

WYBÓR OBOWIĄZKOWY

Ciekawa sprawa jak to się dzieje, że my sami, uważający się za mniej lub bardziej, ale jednak zdrowych na umyśle, w sferze polityki wciąż dokonujemy wyborów, tak zupełnie już po chwili nas nie satysfakcjonujących. Przynajmniej tak by się zdawało sądząc po narzekaniach na skutki własnych bądź co bądź decyzji, które nie ustają nigdy. Czy narzekamy tym samym na siebie samych? A przecież przy urnach zaklinamy się, że doskonale wiemy co robimy. Zapewniamy, że wybory nasze są w pełni racjonalne a z prawa do nich za nic nie chcemy rezygnować.

No właśnie. Skoro wyniki wyborów nie przynoszą oczekiwanej zmiany to głos nasz wydaje się kompletnie bez znaczenia. Czy zatem nie rozważylibyśmy całkowitą z niego rezygnację gdyby zapewniono załatwienie w 100% choć jednej lub dwóch spraw na których najbardziej nam zależy? Zrezygnować z głosu i pogrzebać demokrację skoro ta jedynie udaje, że działa w naszym interesie. A tak naprawdę powiększa tylko kosztowną biurokrację i marnuje w ten sposób szczere ludzkie wysiłki. Gdyby zatem coś dało się załatwić umową a nie głosowaniem, to tej jesieni życzę całkowitego zniesienie podatku dochodowego i likwidacji przymusu szkolnego. Tak na początek.

2 października 2011

TO JEST DOPIERO COŚ

Dwa mosty, których projektanci w doczesnym życiu nie doczekali ich otwarcia. Twórca pierwszego z nich architekt Ryszard Plueddemann zmarł w lutym 1910, podczas gdy jego wrocławski Most Cesarski otwierano dopiero w październiku tego samego roku. Częściowo uszkodzony podczas II wojny i od tego czasu nazywany Grunwaldzkim. A to w związku z tym, że do rekonstrukcji użyto stalowych nitów pozyskanych ze złomowanych zbroi rycerskich z wielkiej bitwy roku 1410. Historia tak prawdziwa jak i ta, że Plueddemann umarł tak wcześnie, by nie musiał stawać pod przęsłem mostu w momencie jego próbnego obciążania. A wszystko z powodu rzekomego odkrycia poważnych błędów projektowych. W każdym razie nitowaną konstrukcję mostu można podziwiać do dzisiaj.


Grunwaldzki z Mazowieckiej

Z kolei Amerykański inżynier Jan Roebling nie doczekał niestety ani otwarcia, ani nawet rozpoczęcia budowy swego nowojorskiego dzieła. Chodzi oczywiście o Most Brookliński - drugą z przepraw mostowych wspomnianych na początku wpisu. Roebling zmarł z powodu urazu stopy na kilka miesięcy przed faktycznym rozpoczęciem robót, co nastąpiło w 1870. Prace kontynuował jego syn Waszyngton. Most ukończono w roku 1883. Młodszy Roebling pośród wielu innych pracujących pod wodą robotników zapadł na chorobę kesonową. Stało się to z powodu przebywania w środowisku o zmiennym ciśnieniu podczas nadzorowania podwodnych robót budowlanych i związanej z tym zbyt szybkiej dekompresji. Poważnie chory dożył roku 1926. Także z Mostem Brooklińskim związana jest plotka o niedoskonałościach projektowych i konstrukcyjnych. Pojawiła się ona w tydzień po otwarciu mostu i sugerowała bliską jego awarię, a nawet zerwanie. Nic się jednak nie wydarzyło i stalowe podwieszenia Brooklińskiego można podziwiać po czasy współczesne.


Ten pierwszy szary to Brookliński - ten  niebieski z tyłu to Manhattański
Oba widziane z Columbia Heights na Brooklinie

Wszystko to piękne, ale są w życiu sprawy o wiele większe niż najbardziej nawet niesamowite osiągniecia inżynierii mostowej. W związku z tym właśnie, Edward Stachura skontrował zachwyty Władymira Majakowskiego nad podwieszonym wytworem ojca i syna Roeblingów w znanym wierszu. Że nie żaden most lecz na drugą stronę głową przebić się przez obłędu los - to jest dopiero coś! A co na to Zwierzyniecki?