21 lutego 2011

ELŻBIETA WĘGIERSKA Z ARPADÓW

Mors Ianua Vitae  - Śmierć Wrota Życia. Słowa wyryte na kartuszu arkady łączącej dwa zachowane do czasów współczesnych domy altarzystów u zbiegu Odrzańskiej i św. Mikołaja. Dziś znane jako Jaś i Małgosia. Wzniesiono je tuż przy murze dawnego cmentarza należącego do fary elżbietańskiej. Po samym murze nie ma już śladu. Cmentarz zaś pokryły granitowe płyty tworząc plac przykościelny. Tylko ta arkada, pozostałość dawnej bramy cmentarnej, wita pieszych nadchodzących od strony Rynku.

Elżbieta Węgierska nad Kiełbaśniczą
Pierwotny kościół romański powstał w tym miejscu już na początku XIII wieku. Od roku 1253 funkcjonował jako część klasztoru krzyżowców z czerwoną gwiazdą. Konsekrowany został pod wezwaniem św. Elżbiety w 1257 czyli 22 lata po jej kanonizacji. Od 1293 roku, aż po wiek XX, istnieć będzie tu szkoła miejska, znana później jako gimnazjum św. Elżbiety. Budowę nowego kościoła, już w swej gotyckiej formie, rozpoczęto w 1308 z fundacji Bolesława III księcia na Legnicy, Brzegu i Wrocławiu. Świątynia ta stała się kościołem farnym wrocławskiego patrycjatu i dowodem jego wielkich, rodzących się właśnie aspiracji. Tak przynajmniej najczęściej komentują to dziś historycy. 
 
Elżbieta Węgierska z Igielnej
Życie ludzkie jest bezcenne – głosi współczesny frazes. Jednakże jeśli śmierć jest bramą to doczesne istnienie może urastać do rangi myta wnoszonego, by móc tę bramę przekroczyć. A skoro myto to można już chyba mówić  i o cenie. Zwłaszcza, gdy odkrywając z biegiem lat różne strony ludzkiej natury, zauważa się, że pewne rzeczy zaczynają mieć większe znaczenie niż samo życie. I nagle życie jak najbardziej ma już swą ustaloną cenę.  Mówią, że na tym opiera się cała cywilizacja. Coś innego okazuje się wartościowsze. Dzisiaj takie podejście bardziej już pewnie stępione. Dlatego być może ta akurat cywilizacja zmierza już do swego końca. Nadzieja jak zwykle w osobistych wyborach. Elżbieta prowadzi surowy tryb życia. Umiera w wieku 24 lat posługując ubogim w Marburgu.

Odnowiona Święta Węgierka wciąż czuwa tu nad miastem. Nad Odrzańską i Kiełbaśniczą. Nad Rynkiem i Jatkami. Potężna i skromna zarazem. Dziwnie nie narzucająca się komercyjnemu miastu. Pomimo swej bliskości i jakże imponującej architektury. Od czasu tylko do czasu, dyskretnie o sobie przypomina przytłumionym dzwonem z wieży św.Wawrzyńca.

1 komentarz:

  1. Ciekawie piszesz:)
    Ostatnio mało chodzę po Wrocławiu, w ogóle i z aparatem i odczuwam pewien niedosyt wiedzy, że tak ładnie to ujmę;)
    wciąż, mimo że mieszkam tu już trzydzieści lat, czuje się nie tutejsza, równocześnie mając poczucie przynależnosci do tego miasta i miejsca.
    Ambiwalencja uczuć?
    cos w tym jest, że jednak w połowie nadal czuję sie krakowianką.
    Takie ni sio, ni owo;)

    OdpowiedzUsuń